Najlepszy punkt widokowy, z którego można podziwiać cały zakrętas jest przy hotelu i restauracji Tizmillite chez Mohamed, którą zresztą polecamy - widoki i smaki niezapomniane!
:)
I nie mogło zabraknąć słynnej berber whisky, czyli mocno słodzonej herbaty ze świeżej mięty
:)
Do Merzougi dojeżdżamy już po ciemku (chociaż zachód jest już po 18:00, więc nie było to bardzo późno). Szukamy noclegu, nawet pomaga nam jeden Marokańczyk na skuterze, ale w końcu nie korzystamy z jego pomocy, ale z pomocy wifi spod polecanego przez niego hotelu
:P I tym samym bookujemy chyba najlepszy nasz nocleg w Maroku i miejsce, które mogę szczerze polecić - Maison Merzouga. Za 2pokoje 2osobowe na jedną noc płacimy ok.350zł, ale miejsce jest warte i większych pieniędzy, a jego właściciel niesamowity. Wieczór i noc mija nam przy opowieściach oraz połączeniu berber whisky, żubrówki, kabanosów i innych smakołyków
:lol:
Hotel jest w świetnym stylu (zdjęcia trochę gorsze, bo z tel.)
A śniadanie pyszne
:)
cdn.Rano trochę główki bolały, ale wstajemy w miarę wcześnie i po nocnych owocnych negocjacjach (jakże mogło być inaczej w takich okolicznościach przyrodniczo-kulinarnych:D ) mamy plan na najbliższe 24h
:) Pierwsza jego część to kilkugodzinny rajd 4x4 po wydmach Erg Chebbi, z kilkoma stopami po drodze (o których dalej). Nasza przejażdżka trwa 4h i kosztuje 25e od osoby. Ale najpierw jeszcze kilka fot z poranka w Maison Merzouga
:)
Ali - właściciel guesthouse'u zrobił z naszych zwykłych białych koszulek najlepszą pamiątkę z wyjazdu - z przodu napis (markerami) <Maroko> a z tyłu koszulki każdy miał swoje imię oczywiście zgodnie z pisownią jak poniżej
:D Tutaj próby na tekturze:
Nasza wycieczka zaczęła się od wydm znajdujących się blisko Merzougi. W ramach ciekawostki dodam, że wydmy pustyni Erg Chebbi ciągną się 50km i sięgają 350m, stanowiąc najwyższą część Sahary. Zgodnie z lokalną legendą Erg Chebbi powstała jako kara dla mieszkańców Merzougi, którzy nie udzielili pomocy kobiecie z dzieckiem. Potężna burza piaskowa zasypała wtedy całą miejscowość
;) Najciekawszą informacją jest jednak to, że pod Erg Chebbi znajduje się największy podziemny zbiornik wodny w Maroku, który można podziwiać wiosną na powierzchni pustyni. Wtedy też nad powstałym jeziorem zbierają się flamingi.
Polska!
:)
Na wydmach można się całkiem nieźle zabawić
:D Jak dzieci, jak dzieci
:lol:
Jedziemy dalej
:) w tle marokańska muzyka, wiezie nas kolega Aliego - klimat jest
:)
Mijamy cmentarz - robi niezłe wrażenie, groby nie są podpisane, bliscy zmarłych przychodzą nie do konkretnego grobu tylko ogólnie na cmentarz, po pewnym czasie nie wiadomo gdzie leży dana osoba.
A te góry to granica z Algierią, która leży tylko 50km dalej.
W końcu dojeżdżamy do hamady - pustyni kamienistej i terenów, gdzie znajdują się kopalnie skamielin.
Na miejscu oczywiście można zakupić różne wytwory z kamieni:
Pędzimy dalej..
:)
..do wioski nomadów - nasz kierowca nie ukrywał, że część z nich nie prowadzi typowego nomadzkiego życia, często przenosi się do miasta, ale jest też część, która faktycznie prowadzi koczowniczy tryb życia i co parę miesięcy zmienia obozowisko, na które składa się namiot, jakaś lepianka i może coś jeszcze. Co by nie mówić dzieciaki były rozkoszne
;)
Zostaliśmy poczęstowani pysznym chlebem z oliwą oraz oczywiście berber whisky
:) za dużo nie zostało
:D
A ten osiołek (jeden jedyny na cały obóz) na początku wydawał nam się bardzo biedny, bo z daleka wyglądało jakby jedną nogę miał krótszą
:roll: ale przy bliższym przyjrzeniu doszłyśmy do wniosku, że on wcale taki biedny nie jest
:lol: i czwarta noga też się znalazła
:lol:
Jedziemy dalej w stronę oazy..
Przejażdżka wokół Merzougi i Erg Chebbi to świetna sprawa, zrobiliśmy niezły kawał trasy przez te 4h i zobaczyliśmy różne oblicza pustyni
;)
Ok. 14:00 wróciliśmy do guesthouse'u, zjedliśmy co nieco i chwilę odsapnęliśmy. O 16:00 mieliśmy zaplanowaną wycieczkę z noclegiem na pustyni. Trzeba się sprężać, bo ok.17:30 zaczyna się zachód słońca, a wielbłądami mamy do przebycia parę km, nawet Symbol był szybszy od nich
:D Wycieczka na pustynię kosztowała nas 400mad/os., niby sporo, ale mieliśmy w nią wliczone też oprócz noclegu i kolacji na pustyni - śniadanie następnego dnia i pokoje do dyspozycji na kolejny dzień, żeby po pustyni się odświeżyć i spakować. No i szła tylko nasza czwórka + nasz przewodnik
:) Pustynia o zachodzie i o wschodzie jest niesamowita, a w nocy ilość gwiazd po prostu rozwala. Mieliśmy małego niefarta jednak - w dzień naszej wycieczki była raz, że pełnia, a dwa, że księżyc był największy od 70 lat (tzw. superpełnia, superksiężyc itd.)
:lol: Jak fart to fart
:lol: Trzeba było więc trochę poczekać, aż skubaniec się schowa i wtedy niebo będzie ciemniejsze, a gwiazdy bardziej widoczne
;) No dobraaa koniec gadania czas na foty
:D
Nie obyło się bez profesjonalnych nakryć głowy
:D
Dogoniliśmy inną wycieczkę:
I nawet odbiliśmy się z tego piachu
:lol:
Zaparkowaliśmy na zachód słońca
:)
Nasze wielbłądy miały imiona: Bob, Hector, Jimmy i Alamel (alamel oznacza 'biały', mój ci on
;) ). Jazda na nich nie należy do najprzyjemniejszych, co tu dużo ukrywać, d*pa boli jak cholera, ale i tak najgorzej jest następnego dnia
:lol: No ale zwierzaki są spokojne, posłuszne i na maxa wyluzowane
:D
8-) My też otrzymaliśmy bardzo oryginalne imiona: Fatima, Aisha, Mohamed i Hassan
:lol: Pewnie wszyscy takie dostają
:P Ale ubaw z tej okazji był niezły
;)
Po zachodzie słońca przeszliśmy jeszcze kawałek do naszego obozowiska - był to jeden duży namiot z kuchnią, gdzie nasz berber przygotował pyszny zestaw - zupę, tajina, berber whisky i jakieś małe przekąski na początek, oraz namioty do spania. Był mega sympatyczny, opowiadał różne ciekawe historie, no i znów mieliśmy naukę pisowni, ale tym razem berberyjskiej
:)
Byłam 10 lat w Maroku na przełomie grudnia i stycznia - podczas 14 dniowej podróży 1 dzień pochmurno-deszczowy (w Marrakeszu właśnie), a poza tym temperatura wyższa, niż mieliście. Można było się opalać w kostiumie.
:)Z chęcią powrócę do klimatów arabskich, więc czekam na ciąg dalszy.
:D
meteorka2207 napisał:Hahaha, byłam w Marrakeszu latem 2008 roku i mam identyczne fotki
;-)wyjęłaś mi to z ust, kilka kadrów jota w jotę!
:D aż trudno uwierzyć
:)no i nasza restauracja na przeciwko grobowców! najlepsza!
Dziękuję za miłe słowa
:) Teraz niestety muszę przerwać relację na ok.2tygodnie, myślałam,że się wyrobię przed kolejnym wyjazdem, ale niestety za dużo na glowie
:( Ale jak wrócę to szybciutko kończę - obiecuję
;)@Legion1 dobrze pamiętam,że lecieliśmy w podobnym terminie?
:)
@olajaw tak byliśmy praktycznie w tym samym terminie
:) z tym, że My na pustynię ruszyliśmy na 3 dni zorganizowaną wycieczką z Marrakeszu, a potem mieliśmy Essaourię i Rabat
;)
olajaw napisał:Dziękuję za miłe słowa
:) Teraz niestety muszę przerwać relację na ok.2tygodnie, myślałam,że się wyrobię przed kolejnym wyjazdem, ale niestety za dużo na glowie
:( Ale jak wrócę to szybciutko kończę - obiecuję
;)Czekam na ciag dalszy i pozdrawiam cieplutko.
:)
@klapio dziękuję
:) bezpośrednich lotów może nie ma dużo (tylko Agadir), ale Ryanairem dolecisz z przesiadką całkiem bezproblemowo i wygodnie do większości miast w Maroku
:)
Fajna relacja.Szczególnie zauroczyły mnie wieczorne zdjęcia z Szafszawanu. Nastrój jak z baśni tysiąca i jednej nocy
;)Zgadzam się z przedmówcami - świetne zdjęcia
:)
Super relacja, mam nadzieję, że skorzystam z niej w przyszłym roku
:) Fajne i ładne zdjęcia, tylko wydaje mi się, że niektóre są za duże - nawet na moim sporym monitorze nie wyświetlają się w całości, co utrudnia ich odbiór
;). Wspominałaś wcześniej o nie najlepszym hostingu, ja ostatnio korzystam z flickra i na razie bez większych zarzutów. Tak w ogóle czy tylko mnie nie wyświetlają się prawidłowo wszystkie zdjęcia?
Dzięki @Pabloo i dzięki @meteorka2207
:) Chyba jednak muszę niektóre zdjęcia pozmniejszać, bo u mnie też (ale tylko na komputerze w pracy, w domu ok) nie wszystkie się dogrywają (głównie problem raczej dotyczy tych "pionowych"). Mam nadzieję, że w końcu będzie ok
:roll:
A teraz w ramach przerwy na reklamy zapraszam na kanał Discovery Channel i odcinek nr 134243 "Jak to jest zrobione - szaliczek"
:D
:D
:Dhttps://youtu.be/YmB32EpYvGUI jeszcze jeden film, tym razem znaleziony w sieci - kto pił berber whisky wie, że sposób jej nalewania jest dość specyficzny - tutaj z przymrużeniem oka:
:Dhttps://www.facebook.com/pg/RedOneOffic ... e_internalPrzy okazji dodam, że berber whisky, czyli miętowa zielona herbata jest nazywana w Maroku płynem życia, a dodawana do niego duża ilość cukru symbolizuje dobrobyt i szczęście - więc raczej nie należy odmawiać, gdy zostaniemy nią poczęstowani
:) A to na pewno co najmniej kilka razy się nam w Maroku przydarzy
:)
olajaw napisał:Przy okazji dodam, że berber whisky, czyli miętowa zielona herbata jest nazywana w Maroku płynem życia, a dodawana do niego duża ilość cukru symbolizuje dobrobyt i szczęście - więc raczej nie należy odmawiać, gdy zostaniemy nią poczęstowani
:) A to na pewno co najmniej kilka razy się nam w Maroku przydarzy
:)Tak, tylko trzeba sie przelamac, jak ktos nie uzywa cukru, tak jak np. ja.Ja zawsze tlumacze, ze cukier jest dla bogatych, nie dla biednych, wtedy sie posmieja i mozna pojsc na kompromis.
;)Pozdr.
Ja słodzę herbatę/kawę tylko symbolicznie, gorzkie mi nie przejdą przez gardło, ale taki ulepek jak serwowana w Maroku berber whisky też był dużą skrajnością
:) Ale w połączeniu z pyszną świeżą miętą jak dla mnie do wypicia
;) Natomiast koleżanka, która ze mną była w Maroku za każdym razem krzyczała 'but.. no sugar please!'
:D Trochę dziwnie Marokańczycy się na nią patrzyli
;)
Najlepszy punkt widokowy, z którego można podziwiać cały zakrętas jest przy hotelu i restauracji Tizmillite chez Mohamed, którą zresztą polecamy - widoki i smaki niezapomniane! :)
I nie mogło zabraknąć słynnej berber whisky, czyli mocno słodzonej herbaty ze świeżej mięty :)
Do Merzougi dojeżdżamy już po ciemku (chociaż zachód jest już po 18:00, więc nie było to bardzo późno). Szukamy noclegu, nawet pomaga nam jeden Marokańczyk na skuterze, ale w końcu nie korzystamy z jego pomocy, ale z pomocy wifi spod polecanego przez niego hotelu :P I tym samym bookujemy chyba najlepszy nasz nocleg w Maroku i miejsce, które mogę szczerze polecić - Maison Merzouga. Za 2pokoje 2osobowe na jedną noc płacimy ok.350zł, ale miejsce jest warte i większych pieniędzy, a jego właściciel niesamowity. Wieczór i noc mija nam przy opowieściach oraz połączeniu berber whisky, żubrówki, kabanosów i innych smakołyków :lol:
Hotel jest w świetnym stylu (zdjęcia trochę gorsze, bo z tel.)
A śniadanie pyszne :)
cdn.Rano trochę główki bolały, ale wstajemy w miarę wcześnie i po nocnych owocnych negocjacjach (jakże mogło być inaczej w takich okolicznościach przyrodniczo-kulinarnych:D ) mamy plan na najbliższe 24h :) Pierwsza jego część to kilkugodzinny rajd 4x4 po wydmach Erg Chebbi, z kilkoma stopami po drodze (o których dalej). Nasza przejażdżka trwa 4h i kosztuje 25e od osoby.
Ale najpierw jeszcze kilka fot z poranka w Maison Merzouga :)
Ali - właściciel guesthouse'u zrobił z naszych zwykłych białych koszulek najlepszą pamiątkę z wyjazdu - z przodu napis (markerami) <Maroko> a z tyłu koszulki każdy miał swoje imię oczywiście zgodnie z pisownią jak poniżej :D Tutaj próby na tekturze:
Nasza wycieczka zaczęła się od wydm znajdujących się blisko Merzougi. W ramach ciekawostki dodam, że wydmy pustyni Erg Chebbi ciągną się 50km i sięgają 350m, stanowiąc najwyższą część Sahary. Zgodnie z lokalną legendą Erg Chebbi powstała jako kara dla mieszkańców Merzougi, którzy nie udzielili pomocy kobiecie z dzieckiem. Potężna burza piaskowa zasypała wtedy całą miejscowość ;) Najciekawszą informacją jest jednak to, że pod Erg Chebbi znajduje się największy podziemny zbiornik wodny w Maroku, który można podziwiać wiosną na powierzchni pustyni. Wtedy też nad powstałym jeziorem zbierają się flamingi.
Polska! :)
Na wydmach można się całkiem nieźle zabawić :D Jak dzieci, jak dzieci :lol:
Jedziemy dalej :) w tle marokańska muzyka, wiezie nas kolega Aliego - klimat jest :)
Mijamy cmentarz - robi niezłe wrażenie, groby nie są podpisane, bliscy zmarłych przychodzą nie do konkretnego grobu tylko ogólnie na cmentarz, po pewnym czasie nie wiadomo gdzie leży dana osoba.
A te góry to granica z Algierią, która leży tylko 50km dalej.
W końcu dojeżdżamy do hamady - pustyni kamienistej i terenów, gdzie znajdują się kopalnie skamielin.
Na miejscu oczywiście można zakupić różne wytwory z kamieni:
Pędzimy dalej.. :)
..do wioski nomadów - nasz kierowca nie ukrywał, że część z nich nie prowadzi typowego nomadzkiego życia, często przenosi się do miasta, ale jest też część, która faktycznie prowadzi koczowniczy tryb życia i co parę miesięcy zmienia obozowisko, na które składa się namiot, jakaś lepianka i może coś jeszcze. Co by nie mówić dzieciaki były rozkoszne ;)
Zostaliśmy poczęstowani pysznym chlebem z oliwą oraz oczywiście berber whisky :) za dużo nie zostało :D
A ten osiołek (jeden jedyny na cały obóz) na początku wydawał nam się bardzo biedny, bo z daleka wyglądało jakby jedną nogę miał krótszą :roll: ale przy bliższym przyjrzeniu doszłyśmy do wniosku, że on wcale taki biedny nie jest :lol: i czwarta noga też się znalazła :lol:
Jedziemy dalej w stronę oazy..
Przejażdżka wokół Merzougi i Erg Chebbi to świetna sprawa, zrobiliśmy niezły kawał trasy przez te 4h i zobaczyliśmy różne oblicza pustyni ;)
Ok. 14:00 wróciliśmy do guesthouse'u, zjedliśmy co nieco i chwilę odsapnęliśmy. O 16:00 mieliśmy zaplanowaną wycieczkę z noclegiem na pustyni. Trzeba się sprężać, bo ok.17:30 zaczyna się zachód słońca, a wielbłądami mamy do przebycia parę km, nawet Symbol był szybszy od nich :D Wycieczka na pustynię kosztowała nas 400mad/os., niby sporo, ale mieliśmy w nią wliczone też oprócz noclegu i kolacji na pustyni - śniadanie następnego dnia i pokoje do dyspozycji na kolejny dzień, żeby po pustyni się odświeżyć i spakować. No i szła tylko nasza czwórka + nasz przewodnik :) Pustynia o zachodzie i o wschodzie jest niesamowita, a w nocy ilość gwiazd po prostu rozwala. Mieliśmy małego niefarta jednak - w dzień naszej wycieczki była raz, że pełnia, a dwa, że księżyc był największy od 70 lat (tzw. superpełnia, superksiężyc itd.) :lol: Jak fart to fart :lol: Trzeba było więc trochę poczekać, aż skubaniec się schowa i wtedy niebo będzie ciemniejsze, a gwiazdy bardziej widoczne ;) No dobraaa koniec gadania czas na foty :D
Nie obyło się bez profesjonalnych nakryć głowy :D
Dogoniliśmy inną wycieczkę:
I nawet odbiliśmy się z tego piachu :lol:
Zaparkowaliśmy na zachód słońca :)
Nasze wielbłądy miały imiona: Bob, Hector, Jimmy i Alamel (alamel oznacza 'biały', mój ci on ;) ). Jazda na nich nie należy do najprzyjemniejszych, co tu dużo ukrywać, d*pa boli jak cholera, ale i tak najgorzej jest następnego dnia :lol: No ale zwierzaki są spokojne, posłuszne i na maxa wyluzowane :D 8-) My też otrzymaliśmy bardzo oryginalne imiona: Fatima, Aisha, Mohamed i Hassan :lol: Pewnie wszyscy takie dostają :P Ale ubaw z tej okazji był niezły ;)
Po zachodzie słońca przeszliśmy jeszcze kawałek do naszego obozowiska - był to jeden duży namiot z kuchnią, gdzie nasz berber przygotował pyszny zestaw - zupę, tajina, berber whisky i jakieś małe przekąski na początek, oraz namioty do spania. Był mega sympatyczny, opowiadał różne ciekawe historie, no i znów mieliśmy naukę pisowni, ale tym razem berberyjskiej :)